Podczas ostatnich podróży do Doliny Loary postanowiliśmy zwiedzić zamki mniej znane czyli takie, które
sa omijane przez autokarowe wycieczki serwujące dwu lub trzydniowe zwiedzanie zamków nad Loarą. Pośpiech duże zamki, szczególnie te do których łatwo podjechać autokarem to główne atrybuty tych wycieczek.
Nasze wyjazdy skierowały nas do mniejszych, choć nie zawsze, lecz niepopularnych miejsc. A szkoda. Ale zacząć relację postanowiliśmy od nietypowego miejsca do którego
trafiliśmy poszukując noclegów. Nazwaliśmy go roboczo (ze względu na kłopoty z wymową francuską) Zamkiem malarzy. Nazwa wywodzi się od profesji właścicieli pasjonatów malarstwa, czynnych i biernych. W dodatku z
historią od pokoleń.
Kontakt mailowy z właścicielką przed przyjazdem nie dawał takich obietnic. Stanęliśmy przed wjazdową bramą i szukaliśmy dzwonka gdy dostrzegliśmy kołatkę. Dawno zapomniane w Polsce, w prowincjonalnej Francji bywają dosyć częste. W odniesieniu do tej lokalizacji pasowała znakomicie. Furtka
stanęła otworem i ujrzeliśmy właścicielkę która pofatygowała się osobiście. Potem zrozumieliśmy że poza właścicielami nikogo tam nie ma, nie tylko w tym dniu.
Otrzymaliśmy plan zamku i słowny opis ze wskazówkami jak zwiedzać i na co zwracać uwagę. Kosztowało to 3 euro wraz z zaproszeniem do domu po skończeniu
zwiedzania.
Pogoda nam dopisywała, co było o tyle ważne, że większość zwiedzania to spacer wokół 3 baszt i nad fosą biegnąca dookoła. W jednej z baszt wspięliśmy się na górę mijając kilka pustych kamiennych
komnat. Pozostałe baszty oglądaliśmy także wewnątrz lecz tylko na niższych kondygnacjach, wyższe były niedostępne.
Był to bardzo miły spacer wokół ruin zamkowych i przez park pełen ciekawych detali. Piękny był też widok na przyzzamkowy ogród z przystrzyżonymi żywopłotami
i panoramą na miasteczko.
Po zwiedzaniu korzystając z zaproszenia wstąpiliśmy do przyzamkowych czworaków żeby odwiedzić właścicieli. Salon okazał się imponujący głównie ze
względu na piękny widok z wielkiego okna.
Z pasją malarską zostaliśmy zapoznani w sąsiednim pomieszczeniu, a właściwie sali, bo wielkością przypominało małą salę balową - regały przy ścianach wypełnione obrazami
a w centralnej części duży warsztat malarski ze sztalugami i mnóstwem farb.
Opowieść gospodarzy była tak barwna, że trudno było skończyć słuchać. Szczególnie, że oboje prześcigali się wzajemnie w przekazywaniu coraz to nowych
informacji. Czekała nas jednak dalsza, napięta w harmonogramie, trasa. Z żalem pożegnaliśmy to miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz