poniedziałek, 19 stycznia 2015

Camargue - kraina zwierząt i soli.

Camargue to bardzo ciekawy region położony w trójkącie pomiędzy Arles, Marsylią i Langwedocją. Jej charakter nizinno-nadmorski przypomina nasze Żuławy, z dużo bardziej bogatą roślinnością i światem zwierząt. Zwierzęcym symbolem jest flaming - dostojny i wdzięczny ptak.

Za pierwszym razem kiedy zagłębiliśmy się w miarę skromnie w region udało się nam spotkać jakby pozujące ptaki w przydrożnym jeziorku. Sznur stojących samochodów i liczna grupa fotografów nie robiła na ptakach wrażenia.

W zeszłym roku postanowiliśmy poznać świat ptaków dużo dokładniej. Droga zaprowadziła nas do parku ornitologicznego położonego niemal w środku regionu. Spacer po parku wybraliśmy w wersji krótszej, bardziej treściwej. Prowadziła wokół stawów na których królowały ptaki wraz z wyróżniającymi się flamingami. Tutaj pozowanie było dużo bardziej widoczne. Nie tylko w wykonaniu głównych aktorów. Co chwilę ścieżka ukazywała kolejne grupy ptaków.

W drodze powrotnej mieliśmy okazję zobaczyć kolejne zwierzęta charakterystyczne dla Camargue. Białe konie to równie jak flamingi charakterystyczny widok na równinie. Wiele stadnin najczęściej zachęcających turystów do skorzystania z okazji do wycieczki w siodle. Odbywając taką wycieczkę na koniu możemy zagłębić się w świat ptaków oraz soli.

Sól to kolejne bogactwo Camargue. Podróżując samochodem po równinie możemy zobaczyć góry wydobywanej soli, które nam przypominają wydobywanie piasku przy pogłębianiu. Niektóre kopalnie można zwiedzić podróżując specjalnymi pociągami, które przemierzają kilometry wokół złóż i wydobywania soli. Sól ta jest uważana w regionie Prowansji za bardzo wartościową, dużo bardziej niż inna dostępna.

Zapakowaną sól można spotkać na każdym straganie i w każdym sklepiku nawet w dużych woreczkach jak na naszym zdjęciu.
Wizyta w Camargue wymaga dwóch bardzo ważnych elementów: dobrej pogody i dużo czasu, pomimo że odległości pomiędzy poszczególnymi atrakcjami są niewielkie.

czwartek, 15 stycznia 2015

Zamek romansu


To była już trzecia nasza wyprawa do Doliny Loary. Naszym celem były zamki i atrakcje mniej znane. Przygotowywaliśmy się do wyjazdu 2 miesiące, w efekcie w każdym miejscu mieliśmy potwierdzoną wizytę. Tego dnia zbliżaliśmy się do zamku, który miał nas przywitać w osobie właścicielki. Pomimo, że na zdjęcia i w informacji zamek wyglądał bardzo interesująco to nie znaleźliśmy go w żadnej ofercie wycieczek objazdowych. Tym bardziej z niecierpliwością czekaliśmy na spotkanie.
Parking położony po przeciwnej stronie drogi był pusty - żadnego autokaru pojedyncze samochody. Dziwne, przecież w kalendarzu jest już początek lipca.

Na recepcji pokazujemy maila, po chwili otrzymujemy informację, że właścicielka będzie za parę minut. Czekając robimy pierwsze zdjęcia zamku i uroczego młyna. Uwagę Agnieszki przykuwają skrzynie i wieszaki ze średniowiecznymi strojami dla dzieci. No racja, wyczytaliśmy przecież, ze dzieci mają zapewnioną wizytę w strojach z tamtej epoki.

Po chwili od strony zamku, mijając most przy młynie zajeżdża samochód. Oczywiście terenowy. Wysiada z niego ładna kobieta i wita nas z uśmiechem. Jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy dotarli bezpośrednio do niej. Sprawia wrażenie zadowolonej, że będzie miała okazję nas oprowadzić. Jak zwykle w takich sytuacjach mamy wyrzuty sumienia, że czas będzie nas gonił - następny punkt programu przecież już za godzinę.

Właścicielka zostawia samochód i ruszamy spacerem w stronę zamku. Po drodze zaczyna się opowieść o historii rodziny i tego jak wygląda obecnie jej życie na zamku. Dochodzimy do sieni dowiadując się, że lato i czas wakacji to wyłączność zamku dla turystów. Rodzina przenosi się do widocznych w oddali na końcu rozległego parku zabudowań. Przechodzimy wspólnie przez kolejne komnaty i słuchamy opowieści o poszczególnych miejscach. Pokoje dzieci wyglądają na pierwszy rzut oka naturalnie, mają sprawiać wrażenie, że w ciągu roku szkolnego życie toczy się tutaj. Czujne nauczycielskie oko Agnieszki wyłapuje jednak pewne niuansy, która raczą podważać tą tezę. Nie ujawniamy jednak swoich wątpliwości właścicielce i przechodzimy do kolejnych pokoi. Nie robimy zdjęć szanując prywatność i intymność życia rodzinnego.
Decydujemy się dopiero w zamkowej kaplicy na wyjęcie aparatu i zapytanie o zgodę na zrobienie zdjęcia.

Po wyjściu do ogrodu słuchamy opowieści o słynnym romansie, który to posłużył nam do nadania zamkowi przydomka, zamek romansu, łatwiejszego do zapamiętania niż francuska nazwa. W trakcie opowieści przechodzimy przez ogród i zatrzymujemy się w parku w części tzw. plażowej gdzie nad stawem stoją rozłożone leżaki a nad wodą bawi się grupka dzieci. Jesteśmy serdecznie zapraszani do skorzystania z odpoczynku i przejażdżki łódką. Czujemy, że nasz czas się już wyczerpał. 


Dziękujemy bardzo za poświęcony czas, obiecujemy wysłać nasze wrażenia po zobaczeniu dwóch następnych “konkurencyjnych” zamków nad Loarą. Korzystamy z zaproszenia i ruszamy spacerem po parku kierując się w stronę młyna, który jak się okazało w rozmowie zawiera kawiarnię i mała galerię sztuki. Myśl o filiżance gorącej kawy dodaje nam animuszu. Widok młyna i jego “treści” jest na tyle fascynujący, że kawa zamienia się w sesję fotograficzną: stoliki, eksponaty, młyn sam w sobie, widok na zamek i staw - raz po raz dobór kadru i pstryk zdjęcie.


Do świadomości przywraca nas spojrzenie na zegarek - jest dokładnie godzina, która powinna nas zastać przed wejściem do kolejnego zamku. Całe szczęście to tylko 5 minut jazdy samochodem.

sobota, 10 stycznia 2015

Zamek malarzy


Podczas ostatnich podróży do Doliny Loary postanowiliśmy zwiedzić zamki mniej znane czyli takie, które sa omijane przez autokarowe wycieczki serwujące dwu lub trzydniowe zwiedzanie zamków nad Loarą. Pośpiech duże zamki, szczególnie te do których łatwo podjechać autokarem to główne atrybuty tych wycieczek.
Nasze wyjazdy skierowały nas do mniejszych, choć nie zawsze, lecz niepopularnych miejsc. A szkoda. Ale zacząć relację postanowiliśmy od nietypowego miejsca do którego trafiliśmy poszukując noclegów. Nazwaliśmy go roboczo (ze względu na kłopoty z wymową francuską) Zamkiem malarzy. Nazwa wywodzi się od profesji właścicieli pasjonatów malarstwa, czynnych i biernych. W dodatku z historią od pokoleń.
Kontakt mailowy z właścicielką przed przyjazdem nie dawał takich obietnic. Stanęliśmy przed wjazdową bramą i szukaliśmy dzwonka gdy dostrzegliśmy kołatkę. Dawno zapomniane w Polsce, w prowincjonalnej Francji bywają dosyć częste. W odniesieniu do tej lokalizacji pasowała znakomicie. Furtka stanęła otworem i ujrzeliśmy właścicielkę która pofatygowała się osobiście. Potem zrozumieliśmy że poza właścicielami nikogo tam nie ma, nie tylko w tym dniu.
Zamki nad Loarą - Zamek malarzy - baszta
Otrzymaliśmy plan zamku i słowny opis ze wskazówkami jak zwiedzać i na co zwracać uwagę. Kosztowało to 3 euro wraz z zaproszeniem do domu po skończeniu zwiedzania. 
Zamki nad Loarą - Zamek malarzy - baszty
Pogoda nam dopisywała, co było o tyle ważne, że większość zwiedzania to spacer wokół 3 baszt i nad fosą biegnąca dookoła. W jednej z baszt wspięliśmy się na górę mijając kilka pustych kamiennych komnat. Pozostałe baszty oglądaliśmy także wewnątrz lecz tylko na niższych kondygnacjach, wyższe były niedostępne.
Zamki nad Loarą - Zamek malarzy - mury obronne
 Był to bardzo miły spacer wokół ruin zamkowych i przez park pełen ciekawych detali. Piękny był też widok na przyzzamkowy ogród z przystrzyżonymi żywopłotami i panoramą na miasteczko.
Zamki nad Loarą - Zamek malarzy - park
 Po zwiedzaniu korzystając z zaproszenia wstąpiliśmy do przyzamkowych czworaków żeby odwiedzić właścicieli. Salon okazał się imponujący głównie ze względu na piękny widok z wielkiego okna.
Zamki nad Loarą - Zamek malarzy - salon
Z pasją malarską zostaliśmy zapoznani w sąsiednim pomieszczeniu, a właściwie sali, bo wielkością przypominało małą salę balową - regały przy ścianach wypełnione obrazami a w centralnej części duży warsztat malarski ze sztalugami i mnóstwem farb.
Opowieść gospodarzy była tak barwna, że trudno było skończyć słuchać. Szczególnie, że oboje prześcigali się wzajemnie w przekazywaniu coraz to nowych informacji. Czekała nas jednak dalsza, napięta w harmonogramie, trasa. Z żalem pożegnaliśmy to miejsce.